Grzegorz Jaremko w centrum spektaklu Iwona, księżniczka Burgunda stawia pytanie o pozycję kobiet we współczesnej Polsce. Rozważania te rozpoczynają się od myśli, że żeńska część naszego społeczeństwa kształtowała swoją kulturową tożsamość w oparciu o takie wzorce literackie jak naiwna Zosia z Pana Tadeusza czy właśnie odtrącona Iwona, z którą książę Filip związał się dla żartu. Reżyser konfrontuje się z tym trudnym pytaniem i wychodzi ze starcia obronną ręką.
Gombrowiczowski dramat stanowi wyzwanie dla trójki debiutantów: reżysera Grzegorza Jaremki, scenografa Rafała Domagały oraz aktora Jakuba Sasaka. Mamy więc na wałbrzyskiej scenie nie tylko konfrontację z trudnymi pytaniami dotyczącymi kondycji Polski i roli kobiecości, ale przede wszystkim otrzymujemy pokaz potencjału świeżej krwi polskiego teatru.
Spektakl zaczyna się we foyer. Król (Włodzimierz Dyła), Królowa (Rozalia Mierzicka), Szambelan (Dariusz Skowroński) oraz młody książę Filip (Jakub Sasak) wychodzą do ludu. Witają serdecznie podwładnych oraz rozdają pieniądze. Jak sami podkreślają, nie z dobroci swoich serc, a z konieczności ocieplenia wizerunku rodziny monarszej. Jaremko nawiązuje do tego motywu także w dalszej części spektaklu, gdy rodzina królewska chce przekonać się do miłosnego wyboru Filipa – Iwony,dziewczyny pochodzącej z plebsu. Wtedy to Królowa mówi dobrotliwym tonem do Króla, że wybranka z nizin społecznych może pomóc im zdobyć przychylność ludu.
Wizualna strona spektaklu zostaje sprowadzona do gry świateł, podestów i materaca leżącego pośrodku sceny. Rafał Domagała tworzy wnętrze królewskiego dworu, bazując głównie na efektach świetlnych uzyskanych z nagromadzenia kolorowych lamp ledowych. Mieszanie się barw nienaturalnie ciepłych z zimnymi czy intensywne rozbłyski światła w najmniej spodziewanych momentach potęgują wrażenie, że podglądamy świat, który jest oparty na sztuczności. Zupełnie jakbyśmy byli usadowieni przed wielkim ekranem telewizora kineskopowego, na którym oglądamy rzeczywistość przepełnioną absurdem. Świat, w którym liczy się piękny wygląd, pielęgnacja własnych upodobań i życie według chwilowych kaprysów. W tę stronę zostaje poprowadzona dramaturgia spektaklu, za którą odpowiada Tomasza Jękot.
Reinterpretacja dramatu Gombrowicza skupia się na wypunktowaniu tego, co sztuczne we współczesnym świecie. Twórcy dopisują sceny, w których punktują absurdalność wymagań społeczeństwa wobec kobiet. Obśmiewają katorżnicze ćwiczenia fizyczne, głodówki i konieczność wpisania się w ramy ideału. W roli ofiary systemu przedstawia Iwonę (Sara Celler-Jezierska) – chudą dziewczynę, która męczy swoje ciało ćwiczeniami, wypija hektolitry wody mineralnej, aby tylko nie odczuwać głodu. Grzegorz Jaremko zamyka w postaci Iwony wszystkie pytania związane z obrazem kobiecości we współczesnej kulturze. Z tej ikonicznej bohaterki robi prawie niemą marionetkę systemu. Sara Celler-Jezierska przemawia tylko trzy razy w ciągu całego spektaklu. Jej wypowiedzi ograniczone są do pojedynczych słów, nie mają żadnego wpływu na akcję. Iwona jest nie tylko bierna, ale również nieustannie krytykowana przez pozostałe postaci za wygląd, usposobienie, a przede wszystkim za brak seksapilu. Reżyser przedstawił kreowany przez media obraz kobiecości jako nieosiągalny. Zwykłym kobietom zawsze będzie czegoś brakowało do: – pozycji społecznej, akceptacji u uprzywilejowanych, wyglądu, stroju czy perłowego uśmiechu.
Królowa jest równie bierna jak Iwona. Rozalia Mierzicka fenomenalnie sprawdza się w roli kobiety zmęczonej życiem, nostalgicznej i poddanej mężowi. Aktorka dokonuje emocjonalnej wiwisekcji swojej postaci; gra damę z wyższych sfer, która przegrała możliwość samodecydowania o sobie – jedyne, co bohaterce pozostało, to pisać marną poezję i łudzić się, że pomoże jej ona w dowartościowaniu samej siebie. Jaremko zarówno Iwonie, jak i Królowej daje cień nadziei na poprawę ich losu. Na to, że ich społeczna sytuacja się odmieni, że w końcu przemówią pełnoprawnym głosem. Iwona dostaję tę szansę, gdy zostaje wyrwana swojej klasy społecznej.. Królowa wierzy zaś, że odpowiednie zachowanie wobec męża, pozwoli na zdobycie jego zaufania. Chowa do kieszeni swoją indywidualność i posłusznie wypełnia jego rozkazy. Dlatego postać Królowej wydaje się tragiczniejsza w interpretacji reżysera. Iwonie nadzieja zostaje odebrana przez zamach na jej życie w finałowej scenie. Królowa sama odbiera sobie szansę na lepszą przyszłość. .
W drugim akcie postać Mierzickiej staje się uniwersalnym kobiecym głosem, który przemawia do polskich kobiet. .W czarnej sukni, z flagą Polski w prawej dłoni Królowa deklamuje swoją poezję. Przyrównuje kobiecość – jej wzloty i upadki – do roślin. Początkowo wypowiadane słowa stanowią nieśmiałą próbę otworzenia się przed mężem. Król siedzi niewzruszony wrażliwością żony i słucha. Z czasem jej wypowiedź staje się głośniejsza, mocniejsza. Z cichej poetki zmienia się w napędzaną agresją frustratkę. Wyrzuca z siebie słowa pretensji, zarzeka się, że dziś jest TEN dzień. Dzień, w którym odbierze to, co do niej należy! Zryw Królowej nie trwa jednak długo. Patetyczne uniesienie, dudniący po sali krzyk momentalnie zostają zastąpione ciszą. Królowa nagle wygasza emocje, a jej pragnienie zmiany szybko się ulatnia. Butna idealistka, która idzie zmieniać świat, ustępuje miejsca kobiecie umęczonej życiem, nieśmiałej i uciekającej do swojej poezji. Unoszona przez nią wysoko flaga Polski opada w geście zrezygnowania. Jej szybkiej rezygnacji przygląda się Król, który zapał żony kwituje szyderczym śmiechem. Ta przygnębiająca scena pokazuje, jak trudna, pełna wysiłku i uporu jest droga do realizacji własnych pragnień. Iskra nie wystarczy; aby dokonać zmiany, należy bezustannie do niej dążyć. Przykład Królowej pokazuje, że odmienne podejście do kwestii kobiecości jest możliwe, ale wymaga długotrwałych działań, a nie chwilowego zapału.
Męskie postaci są pewną stałą w spektaklu, pomiędzy którą krążą, i wobec której dostrajają się kobiety. Emocjonalnie zdystansowani mężczyźni bawią się swoją pozycją, drwią z namiętności i słabości kobiet. Król, Szambelan czy Filip nie są poddani żadnym obyczajowym regulacjom. Gdy damy muszą być dystyngowane, ładne, nakierowane jedynie na dążenie do ideału, mężczyznom wolno być rubasznymi. W świecie wyreżyserowanym przez Jaremkę, męscy bohaterowie pozwalają sobie na wszystko. Król, bez pardonu może mówić, co myśli o brzydocie Iwony. Książę dla żartu prosi dziewczynę o rękę, nie licząc się z jej uczuciami.
Trzeci debiutant, Jakub Sasak, brawurowo odnalazł się w roli butnego i egotycznego Filipa. Aktor całym ciałem eksponował pewność siebie. Ekspansywną postawą podkreślał słuszność swojego postanowienia, że dokończy okrutny żart i naprawdę poślubi Iwonę. Sasak w bardzo ciekawy sposób zaprezentował relację Księcia Filipa i pary królewskiej. Ustawiając się zawsze dwa kroki za rodzicami, wskazywał na nikłość łączących ich więzi.
Wyraźna niemoc kobiecego świata została podkreślona na koniec spektaklu. Finałowa scena z dramatu Gombrowicza, w której to zaproszeni goście, razem z parą królewską i młodymi narzeczonymi mają zjeść uroczystą kolację, zostaje przepisana przez Tomasza Jękota. Zamiast wystawnego posiłku widzimy działanie przywodzące na myśl najgłośniejszy performans rosyjskiej grupy Pussy Riot, podczas którego działaczki pojawiły się w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela, by wykonać tam piosenkę Bogurodzica, przegoń Putina. Scena Jaremki stanowi estetyczną kalkę tego wydarzenia. Wszyscy oprócz Iwony zakładają białe kominiarki. W tle zmienia się scenografia; pojawiają się święte obrazy przedstawiające różne wizerunki Matki Boskiej, z offu słychać religijny zaśpiew. Aktorzy nie tańczą, nie śpiewają, stoją jak zaklęci. Zupełnie jakby tworzyli żywy obraz,wzorowany działaniem performerek. Scena ta, podobnie jak scena monologu Królowej, pokazuje pewne wycofanie Jaremki. I co z tego, że mamy nawiązanie do buntujących się kontestatorek, skoro brakuje wyraźnego zamknięcia w tej scenie? Przysłowiowej kropki nad i, która dookreśliłaby to, po której stronie dyskusji na temat represji wobec kobiecej tożsamości jesteśmy.
Koszulka Filipa dopełnia czarę pytań. Na białym T-shircie widnieje ręcznie namalowany napis: „Zostawcie Polskę w spokoju!”. Pozostaje pytanie, jaką Polskę? Jaremko nie daje jednej odpowiedzi. Stworzony przez niego spektakl to nagromadzenie pytań nad współczesnością. Reżyser udowadnia, że potrafi wprowadzić w materię przedstawienia refleksje, które rezonują w percepcji odbiorcy intensywniej niż nagromadzone na scenie światła stroboskopowe.
Agata Iżykowska, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 208/2017