„Pamiętać: skromność – skarb dziewczęcia” – pouczała pani Dulska Melę i Hesię. „Będę żyła tak, że zdębieją wszystkie warszawskie pindy” – ironicznie odpowiada ponad sto lat później na tę scenę bohaterka Zapolskiej Superstar. Spektakl Anety Groszyńskiej stanowi całkiem udaną próbę przypomnienia postaci autorki Moralności pani Dulskiej oraz wydobycia tkwiącego w niej wywrotowego, feministycznego i rewolucyjnego potencjału. Posągowo brzmiąca „Gabriela” zamienia się w spektaklu w familiarnie brzmiącą „Gabi”, bohaterkę równocześnie zabawną, prowokacyjną i budzącą współczucie. Twórcy spektaklu odbrązawiają postać pisarki, stawiając zarazem pytanie o posiadane przez nią cechy charakterologiczne współczesnej idolki.

Na zamierzenie to wskazuje już sama scenografia przypominająca salę prób garażowych zespołów. Na szarych ścianach widnieje napisany sprayem tytuł spektaklu, a aktorom towarzyszą rozstrojone muzyczne instrumenty, mikrofony i przygotowane na wszelki wypadek butelki z wodą. Tytuły utworów Zapolskiej skandowane są ze sceny niczym tytuły piosenek na rockowym koncercie: Kaśka Kariatyda! O czym się nie mówi! Żabusia! Ich czworo! Moralność pani Dulskiej! Centrum zainteresowań reżyserki stanowią jednak nie tyle same teksty i ich problematyka, ile charyzma, przekora i determinacja ich autorki, krytykującej moralną obłudę kołtunerii i przez całe życie wchodzącą w konflikt z innymi w imię wyznawanych przez siebie wartości.

Groszyńska we fragmentaryczny, kalejdoskopowy sposób przedstawia wybrane sceny z życia tytułowej bohaterki. Pojawia się tu nieudana, przerysowana rola Nory w Domu lalki Ibsena, oskarżenie o plagiat i proces sądowy, walka z nieprzychylnością krytyków, wątek rozstania z mężem i nieślubnego dziecka, wreszcie – próba samobójcza. Wcielające się naprzemiennie w postać Zapolskiej Sara Celler-Jezierska, Irena Sierakowska i Joanna Łaganowska tworzą trzy zróżnicowane pod względem aktorskim i wizualnym postaci autorki Ich czworo. Trzy kolory noszonych przez nie kostiumów – niewinna biel, zmysłowa czerwień i dostojna czerń – to emanacje różnorodnych cech charakteru pisarki, składające się na jej barwny portret psychologiczny. Na zasadzie kontrastu – i tragikomicznej walki płci – towarzyszą im migotliwie zmieniające się postacie męskie: figura ojca żywiącego niespełnione marzenia o służbie zakonnej, współcześni Zapolskiej krytycy i pisarze, kochankowie i oskarżyciele. Mężczyźni są w Zapolskiej Superstar balansującymi między powagą a farsową estetyką nosicielami systemu patriarchalnej opresji. Opiera się on jednak na glinianych nogach, w każdej chwili może zostać groteskowo wykrzywiony i sparodiowany. Bez nich w końcu – zdaje się niekiedy mrugać okiem do widzów Groszyńska – życie byłoby znacznie uboższe. Do łez potrafi na przykład rozbawić ubrany w trykot Filip Perkowski, wykonujący quasi-baletowe popisy z papierowym tasiemcem długim „jak stąd do Jerozolimy”. (Podobno po zabiegu usunięcia pasożyta z ciała Zapolska nosiła go w słoiku, aby móc pokazać postronnym obserwatorom, co tak naprawdę było powodem jej choroby).

Tekstowi dramatu stworzonemu przez Jana Czaplińskiego towarzyszy pełne humoru wyczucie językowe, widoczne w szybkich wymianach zdań miedzy bohaterami, często wywołującym głośny śmiech widowni. Jedną z najlepszych sekwencji jest rozmowa podtatusiałego, zadufanego w sobie Henryka Sienkiewicza (Perkowski) z młodą Gabrielą oskarżoną o plagiat (Sierakowska). „Powiem wprost: albo się dostaje Nobla, albo się nie dostaje” – mówi autor Trylogii. „Albo się ma Nobla, albo jobla” – ripostuje bez ogródek Zapolska. Na atakujące głosy ówczesnych krytyków (Brzozowski ironizował, że „materiału starczyłoby jej na jedną porządną książkę”, a Jeske-Choiński zarzucał jej sztukom „lubieżność i ordynarność”) bohaterka odpowiada w rozbrajający sposób stwierdzeniem, że po prostu sama zacznie pisać sobie recenzje. Przegrywając z męską opresją i złośliwością, zdaje się wygrywać coś znacznie cenniejszego – własną samoświadomość. Spektakl Groszyńskiej cechuje również silny kontekst metateatralny, czego najwyrazistszym przykładem są chociażby karykaturalne sceny egzaminów wstępnych na studia aktorskie. Zapolska Superstar staje się przez to – aktualną również dziś – zjadliwą satyrą na wszelkiej maści krytyków i recenzentów próbujących na siłę ustanawiać odpowiadający im kanon. Najważniejszy okazuje się tu wolnościowy potencjał osobowości Zapolskiej walczącej z dzisiejszymi mutacjami hipokryzji i dulszczyzny, która w wielu środowiskach wciąż zdaje się mieć całkiem nieźle.