Spektakl mi się podobał. Jego silną stroną są występujący młodzi ludzie: trzy aktorki i jeden aktor. Każde z nich ma wyrazistą sceniczną osobowość. Tekst Ewy Mikuły nie daje łatwych możliwości stworzenia postaci, jest raczej zbiorem oddzielnych epizodów połączonych motywem czekania na wschód słońca, oznaczający rozpoczęcie nowego roku. Jest to jednak dobry klej poszczególnych scen, które tematyzują motyw początku, zaczynania od nowa. Pochód postaci, które na nowo wchodzą w życie, w jakiś jego etap, nawet jeśli jest to po prostu kolejny dzień, zaczyna postać Gaspara Hausera, który opuścił wreszcie dom, w którym był przetrzymywany, grana przez bardzo ciekawie się prezentująca Dorotę Furmaniuk. Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa sióstr syjamskich, które mają być rozdzielone operacyjnie następnego dnia (Emilia Bury, Magdalena Fejdasz). Ale nie tylko – w zasadzie wszystkie sceny zostały rozegrane spokojnie, z uwagą, mimo że czasem były bardzo dynamiczne. Relacje – zazwyczaj nie określone w jasny sposób w tekście – budowały się głównie w zachowaniach aktorów, którzy reagowali na siebie nawzajem, czasem tylko odwróceniem głowy, spojrzeniem, lecz to były te najlepsze chwile. Robili to bowiem właśnie spokojnie, bez tak częstego u młodych aktorów ADHD, nadekspresyjności czy odwrotnie – namaszczenia.

Wsparciem tej atmosfery nieudawanej refleksji nad egzystencją i wiary w nowy początek (tu motyw zrzucania skóry pokazany jako zakładanie i zdejmowanie wielu ubrań, bo nasze ciało to dom – das Haus) wspomagała wyrazista, ale nie dominująca, muzyka i minimalistycznie pomyślane otoczenie.

Scena jest pudełkowa, z ustawionym z tyłu niewysokim postumentem. Po prawej i lewej stronie, na ścianach jakby pustego mieszkania czy domu (das Haus), który widzimy, umieszczono kilka drzwi i okien. To dyskretna, ale wyrazista metafora „wejść” i „wyjść”, nowych wschodów słońca, nowych pierwszych dni nowego roku, nowych początków, które mamy przecież w życiu do dyspozycji. Z drugiej strony w tym spektaklu Gaspar Hauser opuścił dom, swoje więzienie, ale i przecież nie opuścił – w pewnym momencie wbiega i wybiega z powrotem kilka razy, by wreszcie zostać. W skórze też zostajemy do końca – nawet jeśli się łuszczy, to nadal nas w swym obrębie więzi, więc może jednak…

 

Jagoda Hernik Spalińska

teatrologia.info

link do źródła