(…) Pierwsza część, owszem, jest westernem, czy może raczej farsą, parodią kowbojsko-indiańskich stosunków na ówczesnym Dzikim Zachodzie. Świetnie sparodiowane są postacie kowbojów, malowniczo przystrojeni są Indianie, jest imponująca lokomotywa, znakomicie rozegrane są sytuacje, jest westernowa muzyka ("Bonanza"), jest słynna piosenka z "Rio Bravo" (".-.my rifle, pony, and me…"). Indiański język bardzo pomysłowo zmieniono chwilami na niemiecki (Karl May był wszakże Niemcem!). Wszyscy strzelają, trup ściele się gęsto, Winnetou wpada w zasadzkę, ratują go, potem wygrywają "czerwoni", dochodzi do ugody… Zabawa przednia, jest bezpieczna fikcja, jest happy end! I tak mógłby się ten spektakl zakończyć. Ale się nie kończy. (…)
"Brawo, Winnetou!"
Henryk Król
Tygodnik Wałbrzyski
14 marca 2011