Każdy z nas popełnia czasem w życiu błędy. Nawet Ameryka, choć od wieków kreuje się sama na potęgę kulturalną i militarną, przebraną we wstęgę demokracji i wieniec laurowy pokoju. Spektakl „ Dr. Strangelove albo jak przestałem się martwić i pokochałem mundur” odziera ją stopniowo ze wszystkich wartości i idei, którymi niczym Miss World przedstawia się światu.
Sztuka to remake kilku filmów Stanleya Kubricka : „2001.Odysei kosmicznej „, „ Dr. Strangelove albo jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” i „Być jak Stanley Kubrick”, jest to jednocześnie tribute dla charakterystycznego, onirycznego stylu jego kina i charyzmatycznej osobowości ( w Kubricka wciela się genialnie Włodzimierz Dyła), którą w dowcipie skradł nawet sam Pan Bóg. Najnowsza premiera to monumentalne przedsięwzięcie, zarówno ze względu na obecność całego zespołu aktorskiego wałbrzyskiego teatru, jak i wielowarstwową formę, pełną pop- kulturowych odniesień ( Alegoria Wojny w kwiecistej bombce wykonująca „Toxic” Britney Spears), filmowych cytatów i klisz ze świata polityki.
Klamrą spinającą spektakl jest plan filmowy, w którym scenografią jest powierzchnia Księżyca, po której stąpa dwóch astronautów, szukających tam śladów życia .Wszystko jest tam dokładnie takie, jak się spodziewamy : nerwowy, przeklinający reżyser, nakazujący co chwila duble, zarozumiali aktorzy, którym mylą się gwiazdy na firmamencie z nimi samymi, brakujące rekwizyty. Dopiero ostatnia scena wyjaśnia, w poszukiwaniu kogo kosmonauci wyruszyli…
Sam środek fabuły to wciągająca, quasi kinowa historia o spodziewanym nuklearnym ataku Rosji na Amerykę, część dzieje się w kuluarach politycznych, na najwyższych szczeblach władzy, a część w wojennym samolocie bombowym. Zarówno rząd ( wręcz farsowa kreacja prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Rafała Kosowskiego), poszczególni dowódcy (przemądrzały Ryszard Węgrzyn, bufoniasty i psychopatyczny generał grany przez Mirosławę Żak, niezaradny i zbyt formalistyczny Piotr Tokarz, zagubiony we własnych powinnościach angielski major Piotr Mokrzycki ) zamiast rozwiązać konflikt, eskalują jeszcze napięcie i doprowadzają własnym skłóceniem do katastrofy. Jest to pastisz pierwszej klasy, Prezydent okazuje się tchórzliwym głupcem, Pierwsza Dama idiotką (zabawna i pretensjonalna w tej roli Irena Wójcik) potrafiącą odmieniać tylko przez wszystkie przypadki słowo „fundacja”. Rosyjski ambasador ( arcykomiczny i bardzo „słowiański” Dariusz Skowroński) zastrasza ich, skutecznie szantażuje i obnaża prymitywne mechanizmy wojny, podsycanej atawistycznymi emocjami i zemstą. Świetna, księżycowa, sterylna scenografia Mirosława Kaczmarka, urozmaicona jest kadrami z wojennego filmu Kubricka.
Jak przystało na dobry remake napięcie stopniowo eskaluje, akcja wciąga w spiralę wojskowej machiny, wręcz sensualnie odczuwamy strach i brawurę amerykańskich pilotów ( buńczuczny i władczy Filip Perkowski, prosty i naiwny Michał Kosela oraz panikujący Czesław Skwarek). Symbolicznie umieszczeni na wózkach inwalidzkich budują w trójkę załogę lecącą bombowcem, który stracił łączność z bazą i nie może zawrócić. Ich nieodwracalny lot ku samozagładzie budzi w widzu współczucie, uświadamia bezsens i brak wojennej logiki. Na uznanie zasługuje kreacja debiutującej aktorki Roksany Lewak w roli Bomby, jest kusząca, toksyczna i zmysłowa. Tworzy ze swoimi żołnierzami erotyczne napięcie, które wybucha, kiedy w końcu parodiują z dowódcą słynną scenę z oryginału Kubricka, w której żołnierz wyskakuje na bombie z samolotu. I tą nieco tragikomiczną scenę bardzo udanie przetwarzają w imitacji aktu seksualnego, taka wojenna wersja Eros i Thanatos. W ogóle kobiety są mocną stroną tej sztuki. Trzy zgrabne, seksowne muzy – stenografistki ( wyrazista Irena Sierakowska, sensualna Joanna Łaganowska oraz perfidna Karolina Krawiec) uosabiają Historię, komentują na bieżąco wydarzenia, kpią sobie ze śmierci, niczym antyczny chór.
Sztuka zrywa z mitem „amerykańskiego zwycięstwa”, prezydent spocony jak szczur wykopuje schron, dół i rozsypana ziemia przyciągają uwagę na pierwszym planie, nie pozostawiając złudzeń. Ale to tylko jedna zagłada, pozornie bez nadziei wracamy na plan filmu kręconego przez pozarealnego Kubricka. Astronauci na chłodnej i pozornie martwej planecie znajdują żywą kobietę ( odważna kreacja Sary Celler – Jezierskiej), pojawia się motyw „raju utraconego”. Kobieta jest wrogo nastawiona do przybyszów, wygłasza monolog krytykujący męską hegemonię, dążność do władzy nad światem i jej katastrofalne następstwa. Bardzo poetycka jest ta scena, to błądzenie w ciemności po obcej planecie, wychodzenie nagich postaci ze schronu, to dotarcie do źródeł niewinności w postaci kobiecej. Przywrócenie bezpieczeństwa Matce – Ziemi, która nie przypadkiem jest rodzaju żeńskiego.„Happy end” i kolejne zaskoczenie, gdyż Dr. Strangelove ( bardzo ciekawie ukazujący rozdwojenie, neurotyczny Rafał Kosowski) czuwa, nie pozwala spokojnie odejść w błogiej nieświadomości, prawda mein Fuhrer?