"Był sobie Polak Polak Polak i Diabeł" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Michał Wyszkowski w Wiadomościach Wałbrzyskich online.
«Paweł Demirski i Monika Strzępka dotarli do miejsca, w którym widz albo wychodzi z teatru oburzony, albo pada na kolana. "Był sobie Polak Polak Polak i diabeł", spektakl dla odważnych.
Przedstawienie zaczyna się od głośnego beknięcia. Kończy patetycznym odśpiewaniem pieśni religijnej. W środku ponad półtorej godziny najbardziej obrazoburczej teatralnej jazdy jaką widział Wałbrzych. Jazdy przez to wszystko co w nas siedzi, a o czym mówimy najczęściej po wypiciu pół litra wódki. Na głowę.
No, ale po kolei. Realizatorzy, a przede wszystkim autor Paweł Demirski i reżyserka Monika Strzępka z premedytacją odczarowali teatr. Zgodnie z zapowiedzią nie ma wzniosłych deklamacji, fantastycznych strojów, rozbudowanej scenografii. Tej ostatniej właściwie w ogóle nie ma. Piłkarska bramka, rząd krzesełek z kolejowego dworca, trochę piachu. Dziewięciu aktorów jest cały czas na widoku, cały czas blisko widza. Nie ma chowania się za zastawkami, zresztą grana przez Irenę Wójcik pół prawdziwa inspicjentka nie pozwala na to i rozdaje aktorom żółte kartki. Nie przeszkadza to im bez żenady kłócić się o to jakie kto ma stawki za spektakl, zresztą to i tak bez znaczenia, bo jak wiadomo "główną rolę dostaje ta, która da dupy dyrektorowi". Jest wiele autoironii ("no i w jaki sposób obronisz teraz swoją rolę?") i środowiskowych konfliktów ("w Warszawie w szkole z formaliny wychodzą autorytety i uczą aktorstwa"). Być może widzów nie wiele to obchodzi, mają jednak okazje przekonać się, że teatr to nie zawsze lukrowane ciasteczko, a często bagienko jak wszędzie.
Dresiarz, a ma serce
Szef artystyczny sceny Piotr Kruszczyński, jeszcze przed premierą mówił o realizatorach, że to rewolucjoniści sięgający do źródeł teatru. Chodzi tutaj zwłaszcza o pracę z aktorami, których Monika Strzępka wycisnęła jak cytryny. Każdy ma szansę, może się "wygrać" przez co nikt nie odstępuje od reszty. Zresztą nie mają specjalnie wyjścia, są cały czas na widoku, a grając często w jednym planie muszą się starać. Cieszy "powrót" kilku etatowców, którzy nie mieli ostatnio szans się pokazać. Brawa dla Beaty Rynkiewicz – Zaborowskiej (Wanda) i dla Piotra Kondrata, który gra biskupa Juliusza Paetza, a osoby żyjące gra się podwójnie trudno. Brawa dla gościnnych. Jerzy Gronowski wraca na tą scenę w postaci generała Jaruzelskiego, a Piotr Wawer debiutuje jako dresiarz. Niby nic, jednak okazuje się że postać reprezentanta tej popularnej subkultury młodzieżowej może zaskakiwać. I to na plus.
Jedziemy dalej. Forma, czyli ostatni przystanek przed treścią. Zbyt wrażliwych teatr przezornie nie zaprasza. Może i dobrze bo najpewniej zwróciliby uwagę na wulgaryzmy, beknięcia, scenę nauki plucia czy masturbacji. Są zresztą tacy widzowie (sam widziałem), którzy z takiego teatru wynoszą tylko oburzenie na fizjologię Polaków. "Takiego" także w tym, że bardzo dużo dzieli go od schematu dwa akty, morał i kurtyna. Paweł Demirski bombarduje widza tekstem, wypluwanym przez aktorów z prędkością karabinu maszynowego. To właściwie teatralne słuchowisko, jednak z tą (zasadniczą) różnicą, że aktorzy naprawdę grają, a nie mruczą czegoś bez przekonania.
Krwawa niedziela
Pełna nazwa tej bulwarówki politycznej to "Był sobie Polak Polak Polak i diabeł czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte". I w zasadzie wszystko jasne. To bal umarłych nad mitami naszego społeczeństwa. Trochę reportaż, trochę kicz, slapstick Made in Poland. Jest miejsce na wszystko: molestowanie seksualne wśród duchowieństwa, problemy dresiarza z łódzkich Bałut, samospalenie po bezdusznej eksmisji. Wszystko przesuwa się przed oczami widzów, a reżyserka jeszcze podkręca tempo. Kilka scen z pewnością wzbudzi wiele kontrowersji. Wojciech Jaruzelski rozstrzeliwujący zebranych za pomocą kałasznikowa w rytm piosenki U2 "Sunday Bloody Sunday". Notabene koronną kwestią tej postaci jest "Wielką zdobyczą PRL…", a cechą niepamiętanie. Wcielający się w biskupa Piotr Kondrat powoli ściąga szatę, smaruje się olejkiem i wygłasza płomienny monolog o tym "jak tu kotkowi mleczka odmówić", a kilkadziesiąt minut później kotek smaruje go nutellą i mówią "Julek nie daruje ci tej nocy". Niemiecki turysta w faszystowskim hełmie (Bogusław Siwko) ubolewa, że tylko "Hitler mógł odmienić oblicze tej ziemi…". To oczywiście przykłady najbardziej skrajne, najmniej poprawne, ale czy przez to mniej prawdziwe?
Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Wiem tylko, że to samo co 20 minut odświeża się na głównej stronie Onetu, że to samo jest w "Wiadomościach", to samo słyszę w autobusie i na redakcyjnych kolegiach.
Może po prostu nie jesteśmy tacy wspaniali?»
"Sztachety zostały rzucone"
Michał Wyszkowski
Wiadomości Wałbrzyskie 10.04.2007