Spektakl Marcina Libera to jedna wielka artystyczna droga krzyżowa dla wszystkiego, co związane z powszechnym i nader często aktualizowanym kulturowym obrazem „Polak-katolik”.
Na scenie las krzyży. To najważniejszy element nie tylko scenografii, ale i świata przedstawionego. Pod krzyżem upadają wielokrotnie tradycyjne ideały. Nie tylko polskość jako taka. Symptomatyczny zresztą jest fakt, że choć spektakl dekonstruuje tę polskość, to jednak jedynym jej symbolem przedstawionym na scenie jest właśnie krzyż. Wyraźnie jest więc postawiony akcent na kulturowe połączenie Polak-katolik, ze szczególnym uwzględnieniem tego drugiego członu.
Poza polskością samą, choć nie samą w sobie, bo ewokowaną jednym tchem wraz z katolicyzmem, na scenie zostaje ukrzyżowany tytułowy i – zdaje się – najważniejszy bohater tej opowieści. Bóg umiera tutaj nie tylko w czysto Nietzscheańskim sensie. Wyczerpuje się co prawda jako idea, jest zmęczony życiem, pozbawiony charyzmy i wpływu na stworzoną przez siebie rzeczywistość, zniesmaczony wypaczaniem swoich nauk, ze zniesmaczeniem kręci głową na myśl o postmodernizmie. Ale też staje przed sądem jako winny tego wszystkiego, co zwyczajowo Kościołowi się zarzuca – Świętej Inkwizycji, prześladowań religijnych. Choć nie jest postacią negatywną, a raczej zagubioną we współczesnym świecie, z łatwością dając się przy tym wymanewrować swoim wrogom.
Bardzo zdawkowo, a jednak wyraźnie, zaznaczona została ojcowskość Boga i boskość ojca. Bóg na początku jest jedynie ojcem jednej z rodzin mieszkańców prowincjonalnego miasteczka. I kiedy ten sam aktor kilka scen później zostaje Stwórcą, widz zastanawia się, który moment przeoczył? A może to niedopatrzenie twórców spektaklu? Wyjaśnienie przychodzi, gdy okazuje się, że w Bogu każdy z mieszkańców rozpoznaje właśnie swojego ojca. W tej sposób Jaworski i Liber znakomicie oddają kulturową więź łączącą te dwa poniekąd pokrewne obrazy kulturowe: ojca i Boga.
Ciekawszą jednak postacią jest w spektaklu Libera Judasz. Zaczyna jako chochoł z napisem „Żyd”, palony rytualnie przez mieszkańców zaściankowego Spychowa w Wielki Piątek. Jest więc Judasz porównany z Jezusem – niezrozumiały przez świat męczennik, który miał dobre intencje, co odsyła do głośnej przed laty Ewangelii św. Judasza, apokryfu, w myśl którego Judasz był współpracownikiem Jezusa. Tak czy inaczej, postać ta w spektaklu na podstawie tekstu Jaworskiego, zgodnie z martyrologicznym polsko-katolickim paradygmatem z męczennika właśnie ewoluuje do roli duchowego przywódcy.
„Na Boga!” to spektakl typowy zarazem i wyjątkowy na scenie współczesnego polskiego teatru. Poruszanie tematyki religijno-patriotycznej, gorzka satyra na polsko-katolicką zaściankowość to motyw niezwykle często poruszany na dzisiejszych scenach polskich, i generalnie w sztuce polskiego postmodernizmu. Jednak nie można powiedzieć, by „Na Boga!” był spektaklem obrazoburczym, szokującym aż do zniesmaczenia. To nie jest terapia szokowa, w której siła przekazu ważniejsza jest od jego formy. Sama forma jest bowiem subtelna jak na oskarżycielski ton ideowej wymowy. Postaci mówią wierszem, i nie jest to bynajmniej hip-hopowy poemat w stylu Masłowskiej, a poruszająca, zabawna czasem, a jednak trudna, zmuszająca do głębokiej refleksji opowieść o Polaku-katoliku i o śmierci Boga.
autor: Maciej Pieczyński