Emigranci
PREMIERA:
23 maja 2014 r.
na Scenie Kameralnej
Spektakl trwa 105 minut
bez przerwy
tekst: Sławomir Mrożek
scenografia: Katarzyna Szukszta
zdjęcia: Piotr Pączkowski
obsada:
Czesław Skwarek,
Michał Kosela
„Emigranci” Sławomira Mrożka to spotkanie dwóch postaw Polaków na emigracji: AA i XX. Sfrustrowany rzeczywistością i megalomański inteligent AA oraz „typowy” i oszczędzający na wszystkim chłoporobotnik XX mieszkają razem w suterenie. W nieokreślonym czasowo i geograficznie miejscu, toczą pełen napięcia dialog, którego trzecim bohaterem staje się język. Język podstępny i (wszech)władny. Jak zabrzmi dzisiaj, w nowej rzeczywistości historyczno-politycznej, słynne dzieło autora, który emigrantem był najpierw z konieczności, a później z wyboru? Przed jakimi granicami stoją bohaterowie w świecie „otwartych granic”? Sprawdzą to dwaj młodzi aktorzy – emigranci z inicjatywą.
Komentarze widzów:
Z powodu ochrony przed spamem Twój komentarz zostanie wyświetlony po akceptacji przez administratora strony.
Genialni aktorzy, świetna scenografia.
Niewiarygodni. Dobrze spożytkowany czas. Sztuka dająca do myślenia.
Niesamowita gra aktorska, brak mi słów zachwytu, mam tylko nadzieję, że będę mogła obejrzeć jeszcze raz.
bardzo ciekawy spektakl, trzeba koniecznie obejrzec, brawa dla aktorów
Potwierdzam wcześniejsze komentarze!
Jest szansa na powrót do repertuaru?
Pszyszłem, więc jezdem vs. cogito ergo sum
W pierwszych słowach polecam, wychwalam, wynoszę pod nieboskłon! Porównuję przy tym z realizacją TTV z 1995 r. i adaptacją Teatru Polskiego Radia. Do obu zachęcam. Przede wszystkim – jednak zapraszam do Szaniawskiego, gorąco i szczerze. Do lektury poniższych wypocin zachęcam, za to, raczej umiarkowanie.
Dawno już nosiłem się z zamiarem napisania tego tekstu. Jakoś dotąd się nie złożyło. Może i dobrze. Na pewno dobrze jest, czasem obejrzeć jedną sztukę razy kilka. Przynajmniej dwa, tak: tuż po premierze, potem po roku gdzieś, a jeszcze lepiej w fazie schyłkowej. Środek można pominąć. Oczywiście jeśli ma się dobrą pamięć i w ogóle lubi się tę się intelektualną aktywność polegającą na porównaniach. Czyli zajęcie to, raczej dla osób, które teatr po prostu lubią, albo przynajmniej lubią łamigłówki typu: znajdź pięć szczegółów różniących te dwa obrazki. Tyle mianem (zbędnego chyba) wstępu.
Jak dotąd emigrantów w „szaniawskim” widziałem dwukrotnie. Za każdym razem była to intelektualna uczta, po prostu. Taka, na którą chce się wpaść czasem. I nie raz. Co mnie porusza?
Po pierwsze: praca aktorów na scenie – mistrzostwo absolutne. Duet Kosela – Skwarek brzmi fantastycznie i bez fałszu. Choć ludzie to bardzo młodzi – mimo to, a może właśnie dlatego! Ale też, żeby nie przechwalić. No – nie są to Kondraty, Peszki, czy Gajosy. O nie! Ale to też ich zaleta. W jednym, ni drugim nie odnajduję maniery i naleciałości. Charakterystycznej dla aktorów „ogranych”, a sprawiającej, że człowiek myśli: o ten znów gra Lindę, tyle, że w Mrożku. Aktorstwo w tej inscenizacji, na prawdę jest powiewem świeżości. Może pewnej surowości nawet. Gra odbywa się w konwencji, która bardziej jest grą z widzem, niż „graniem dla widza”. Wciąga świat emocji, który otwiera się między postaciami dramatu, a jej odtwórcami. Widza wciąga misterna sieć połączeń między twórcą, medium (odtwórcą), tworzywem a całością obrazu, z widzem, jako jego elementem. I jest to, przyznaję, gra uwodzicielska. Emocje sceny udzielają się widzowi wpierw niezauważalnie. Potem już całkiem jawnie. Sceny, narysowane u Mrożka z dużą dozą dramatyzmu tu stają się momentami zabawne. Ale nie karykaturalne, tylko żartobliwe. Gdzie przedmiotem żartu staje się to, co odczuwamy. Aktorzy zaczepiają nas, zagajają na zasadzie: „no i widzisz, mamy tu takiego psa-kota własnie”. Ale odbywa się to w warstwie mocno pozawerbalnej.Czy inscenizacja odwzorowuje myśl Mrożka taką, jaką odnajdujemy w tekście dramatu? Oczywiście! Choć zauważam pewne drobne odstępstwa od oryginału, a to wikłające sprawy chronologii, co „w Mrożku”, w sam raz nie przeszkadza. A to, jakichś drobnych podtekstów, gierek słownych: „parle, parle …” , „chcę odpokutować za grzechy przodków …”, „przecież Ci go nie ugryzę”, „tacy, jak Ty nie trzymają pieniędzy w banku”, czy „my intelektualiści mamy lekki sen”. Drobiazgi w sumie. Dodatkowe smaczki, których nie muszą nam serwować. A które ponadto w dzisiejszych realiach nie niosą już tych samych znaczeń, co kiedyś. Owszem, dramatyzm sytuacji odczuwany jest mniej, niż w innych – znanych interpretacjach. A to przez to chyba, że aktor na scenie nie cierpi, nie boli go, nie „rodzi mu się w bólach”. Raczej mu się „ulewa”. Podsumowując – gra aktorska, wysoce ekspresyjna, momentami wręcz neurotyczna, zapewnia nam niespotykaną dynamikę emocji. Porusza. Trzeba wyjątkowo niewrażliwego widza, aby nie zarezonował na tej samej fali.
Tekst – jak wiadomo – gęsty i mocno dramatyczny nabiera przy tej interpretacji lekkości. Przestaje byś niewspółczesną ramotą. A jednak nie dostajemy w tej inscenizacji szkicu – frywolnego, z puszczaniem oczka do widza. Dostajemy raczej miniaturę. Pełną lekkości, która bawi, śmieszy nawet, a która nie jest – mimo wszystko – groteskowa.
I do tego osadzona jest w, niezłym anturażu. Scenografia, rekwizyt, kostium, charakteryzacja – mistrzostwo! Spójne, tworzące niezwykłe ramy dla tak misternie odmalowanej ikony. Czy może bardziej scenki rodzajowej. Minimalizm środków działa tu dramatycznie od pierwszej chwili. Już samo „otwarcie” – znowu ubrane w znaną nam już, z „szaniawskiego „konwencję pudełka”, do którego zaglądamy. Niby w antykwariacie jakimś, lamusie. Takiego pudełka, które jest nasze kulturowo, ale jednocześnie obce osobiście. Pudełka – które ktoś nam podaje, towarzyszy przy oglądaniu jego zawartości. Oko puszcza nawet. Podgląda, jak się przyglądamy, zajęty swoją robotą. Więc nawet to suflerowanie, jest jakby częścią spektaklu. „Kustosz” potem zabiera nam potem pudełko, zamyka, odkłada na półkę, i już! „Nie biorą, to do widzenia – już zamykamy!”.
I czas na refleksję o najbardziej zachwycającym mnie elemencie scenografii. To ta kapiąca, z kranu woda. Nie sam kran, nie zlew – woda! Fantastyczny zabieg! Tworzy nam rodzaj pozytywki, w której coś tyka. Pieśń przeszłości? Czas? Bomba jakaś? COŚ, w rytmie innym niż rzeczywistość, z której zaglądam. I to ten rytm daje oderwanie od miejsc, z których przychodzimy i pozwala zatopić się w rozważaniach. Tworzy niepowtarzalną magię spektaklu.
Reasumując, parafrazując – zapraszam! Bo tam nie o psach jest tylko o przyjacielach. Po kociemu i inteligencku bardziej, niż niewolniczemu, a kot to jednak nie pies. Inteligent też nie. Własnymi drogami chadza i zacnie, gdy czasem zaprowadzą one do teatru.
PODBIJAM! Świetna sztuka nie tracąca na aktualności, bardzo dobra gra aktorów, zdecydowanie warto obejrzeć, a byc moze to ostatnie okazje
Znakomicie zagrana sztuka.Dziękuję Panom aktorom Czesław Skwarek i Michał Kosela za chwile przemyśleń ,wzruszeń i śmiechu.Świetna również scenografia-gratuluję Pani Katarzynie Szuksztcie .To był mój bardzo udany powrót widza teatralnego ,po dłuższej przerwie.
jestem nauczycielką klas gimnazjalnych. zastanawiam się czy spektakl jest odpowiedni dla uczniów w tym wieku. Proszę o radę z góry dziękuję.
Rewelacja! Każdy komentarz będzie zbyt ubogi, by wyrazić uznanie dla realizatorów, aktorów i w ogóle każdego, kto wniósł coś od siebie do spektaklu. Końcowy utwór Kazika „Komu bije dzwon” – jeden z moich ulubionych muzycznych kawałków dopełnił niesamowite wrażenia! Dwójka aktorów przykuwa uwagę przez ponad 100 minut! Super!
Nie wiem czy ktoś mi odpowie ale zapytam. Jaki jest tytuł piosenki która leci w tle w momencie kiedy jeden z bochaterow mowi że jest nowy rok i ludzie sie bawią (chodzi mi o taka angielska piosenke)
Wspaniali AKTORZY, dość, żę fantastycznie grali to nieprzyzwoicie urokliwie porwali swą grą publiczność. Nie zdarza mi się aby, aż tak zachwycić się grą, ale wręcz zakochałam się w ich grze(fascynująco nieprzeciętni urokliwi dwaj aktorzy:Czesław i Michał) przekaz Mrożka tak aktualny i spełniający się przekaz przyszłości WOLNYCH LUDZI !!! Teraz rozumiem Mrożek świadomy przyszłości człowiek – jestem więcej niż zachwycona uniesienie trzyma nie dalej. ZÓŁTY krawat najpiękniejszy na świecie.