Jak przystało na tekst Pawła Demirskiego, wygłaszane kwestie wprost, niekoniecznie aluzyjnie, odnoszą się do życia publicznego, do haseł-tytułów z pierwszych stron gazet. W tonacji mocnego, niemieckiego teatru politycznego, mamy na scenie dyskusję o Polsce. Mocny, krytyczny i bardzo ryzykowny teatr – o "Był sobie Polak Polak Polak i diabeł czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu pisze Krzysztof Ratnicyn z Nowej Siły Krytycznej.

 

Sceną gry jest boisko piłkarskie. W tle bramka, tyle że zamiast zielonej murawy, piach. Widzowie w kilku rzędach na proscenium. Spektakl jest jakby próbą. Inspicjent (w tej roli Irena Wójcik) podpowiada aktorom kwestie, poprawia ich, zarządza przerwy i wznowienia próby. Na szyi gwizdek – inspicjent jest sędzią, rozstrzyga co i kiedy.

Paweł Demirski napisał dramat, który sam w podtytule nazwał bulwarówką polityczną. I rzeczywiście, spektakl jest komentarzem naszej politycznej rzeczywistości. Choć może bardziej sporem, próbą rozliczenia przeszłości, stawianiem otwartych pytań; jest próbą wskrzeszenia dyskursu publicznego, co jest, i jak będzie: z Polską, naszą przyszłością, wartościami.

Jest więc generał Jaruzelski (Jerzy Gronowski) w swoich symbolicznych ciemnych okularach i mundurze z mnóstwem orderów, jest też arcybiskup Paetz (znakomita rola Piotra Kondrata), a także Gwiazdka (Monika Frączek) – atrakcyjna dziewczyna w sukni ślubnej, gotowa oddać się atrakcyjnemu mężczyźnie, szukająca szczęścia w życiu, w bardzo dosłownym, materialnym sensie, marząca o karierze w Warszawie. Staruszka to kobieta, która przeżyła wojnę, a Chłopiec – nie mogący odnaleźć swojego sensu po wyjeździe rodziców "za chlebem". Jest też Wanda – widmo legendarnej Wandy, co nie chciała Niemca, tyle że ta – wręcz przeciwnie – padła ofiarą wojennej zawieruchy i teraz pojawia się jako widmo. Wszyscy bohaterowie co i rusz przeistaczają się w demony – polskie duchy, z naszymi fobiami, chorobami duszy, zaszłościami, nie wyleczonymi ranami. Wtedy można zbiorowo skopać niemieckiego turystę, albo znieważyć okrytego złą sławą duchownego.

Turysta (Bogusław Siwko) to Niemiec, który po latach odwiedza Polskę, a właściwie Gdańsk, jego Danzig, zdobyty w 1939. Jest także Dresiarz (świetny, debiutujący na scenie Piotr Wawer). Nie ma wartości w tym kraju, upodlili nas politycy, jest tylko kochany Widzew – mówi Dresiarz, i przekonuje do swych racji Chłopca.

Oglądamy na scenie prawdziwy kalejdoskop wyrzutów sumienia. Naszych własnych, polskich, narodowych. Generał próbuje uwiarygodnić swoją rolę, podkreślając zasługi komunizmu; jak z kałasznikowa – choć pojedynczymi seriami – wypowiada słyszane tyleż razy regułki-usprawiedliwienia stanu wojennego. Rani sam siebie, zalewa się krwią, jest gotów na poświęcenie się dla idei. Podobnie jak abp Paetz – szuka usprawiedliwienia w swoich czynach, i jest gotów ponieść śmierć męczeńską, skazany przez społeczeństwo. MY widzowie – możemy ich ocenić, poddać osądowi. Siedzimy na widowni jak na trybunach stadionu, przyglądamy się widowisku, walce, ale i wchodzimy bezpośrednio w te emocje, kibicujemy jednemu lub drugiemu. Reżyserująca sztukę Demirskiego Monika Strzępka daje nam wolną rękę – możemy opowiedzieć się za którąś z postaci, trzymać za nią kciuki, kibicować jej, może właśnie jej coś się uda w tym beznadziejnym, jak się zdaje mówić Demirski, kraju – owładniętym fobiami, spłowiałą dawną martyrologią i zahukanym patriotyzmem.

Jak przystało na tekst Pawła Demirskiego, wygłaszane kwestie wprost, niekoniecznie aluzyjnie, odnoszą się do życia publicznego, do haseł-tytułów z pierwszych stron gazet. W tonacji mocnego, niemieckiego teatru politycznego, mamy na scenie dyskusję o Polsce. Mocny, krytyczny i bardzo ryzykowny teatr. Piotr Kruszczyński, dyrektor artystyczny wałbrzyskiej sceny, żartował po premierze, że wałbrzyszanie chcieli komedii – to mają. To przecież on poniósł ryzyko dając niebezpieczne narzędzia reżyserce, aktorom, i decydując się na wystawienie tekstu Demirskiego. Wydaje się, że to słuszne posunięcie, bo nawet jeśli spektakl ociera się momentami o banał, wchodzi w dosłowność, odsuwa na bok wszelkie teatralne standardy, to warto ponieść ryzyko i przeżyć próbę oczyszczenia, wyjaśnienia sobie spraw najważniejszych w Polsce. Może nie rozstrzygnięcia sporów, ale wyrzucenia z siebie tego, co nas boli.

Krzysztof Ratnicyn

Nowa Siła Krytyczna

03-04-2007